Życie jest małą ściemniarą,
wróblicą, wygą, cwaniarą.
Plącze nam nogi i mówi idź!
Nie wierz, nie ufaj mi!
wróblicą, wygą, cwaniarą.
Plącze nam nogi i mówi idź!
Nie wierz, nie ufaj mi!
Poranne radio rozbrzmiewało po kuchni umilając mi przygotowywanie śniadania. Spojrzałam mimowolnie na zegarek na, którym była wyświetlona godzina. Jeszcze 8 godzin pomyślałam i zabrałam się do krojenia pomidorów. Po sycącym posiłku wykonałam lekki makijaż i przygotowywałam się do wyjścia. Nagle w mojej torebce rozbrzmiał dzwonek, momentalnie odebrałam telefon oczekując na najgorsze. Ręce mi się trzęsły gdy na wyświetlaczu pojawiło się imię Emily. W głowie rodziła się czarna wizja. Coś musiało stać się z Timim.
-Halo? - powiedziałam niepewnie i przełknęłam gulę stojącą w moim gardle.
- Juli?! Przyjedź szybko do szpitala! - usłyszałam rozpaczliwy głos dziewczyny i wiedziałam co się święci. Szybko zakończyłam naszą rozmowę chwyciłam kluczyki od samochodu i wybiegłam z domu zamykając za sobą drzwi.W głowie miałam najgorsze wizje. Przygotowywałam się na pożegnanie z moim małym braciszkiem. Nie zwracając na przepisy pędziłam do szpitala aby zdążyć na czas. Aby jeszcze wymienić z nim spojrzenie lub parę słów. Ostre hamowanie na brukowanym parkingu wystraszyło paru przechodniów. Wybiegłam z auta nawet nie pamiętając czy go zamknęłam. Słone strugi płynęły po moich policzkach zasłaniając mi cały obraz. Szybkim biegiem przemierzałam korytarze. Serce dudniło mi z całych sił. W myślach nie miałam nic prócz Timiego. W tym momencie nic mnie nie obchodziło. Po 5 minutach stałam pod salą numer 10. Odetchnęłam głęboko, otarłam pojedyncze łzy i nacisnęłam na klamkę.
-Witaj Ti....- mój wzrok powędrował na puste łóżko chłopaka. W środku poczułam wielkie ukucie i pustkę. Salowa układała czystą już poduszkę na swoim miejscu. To niemożliwe on miał tylko 10 lat. Powoli podniosłam rękę do moich sinych ust, gorzkie łzy spływały bez opamiętania. Nie mogę patrzeć na pustą salę, wyszłam na korytarz. Oparłam się z bezsilności o zimną ścianę i powoli zsunęłam się na dół. Opadłam na brudną posadzkę. Dlaczego?- pomyślałam. Nie zwracałam uwagi na ludzi siedzących na przeciw mnie. Czułam pustkę, którą mógł zapewnić tylko Tim. Nagle przypomniałam sobie o Emily. Gdzie jest? Co czuje? Wyciągnęłam momentalnie telefon z torebki i przytknęłam do ucha.
- Halo? - usłyszałam po kilku sygnałach
- Emily? Boże.... gdzie jesteś? - spytałam drżącym głosem
- Przyjdź pod gabinet lekarza Timiego - odparła i się rozłączyła. Bez zastanowienia podniosłam się i pobiegłam pod gabinet lekarski. Po paru sekundach ujrzałam brunetkę siedzącą na krzesłach.
- Emily! - krzyknęłam na co dziewczyna się odwróciła - tak mi przykro. Kochałam go jak brata - odparłam i wtuliłam się w Emi mocząc jej bluzkę.
-Juli o czym ty mówisz? - spytała zaszokowana odrywając mnie od siebie.
- No przecież Tim on... - zawahałam się przez chwilę i wplątałam ręce w moje blond włosy.
- Timi ma badania. Zemdlał nagle na korytarzu. Lekarz myślał, że to postęp choroby ale wyniki pokazały, że jest coraz lepiej. Juli to cud! Tim jest praktycznie zdrowy! - brunetka wykrzyczała mi prosto w twarz. Poczułam się zdezorientowana. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Nagle z sali wybiegł chłopczyk. Cały, zdrowy, zadowolony.
- Juli! - krzykną i wtulił się we mnie z całych sił.
- To niemożliwe - szepnęłam i pogłaskałam Timiego po głowie.
- To cud Juli. Cud. - odparła Emily i objęła nas ramionami. Razem w trójkę udaliśmy się do innej sali niż zwykle. Chłopiec nie musiał już być odizolowany od innych. Weszliśmy do pokoju pełnego dzieci. Timi wskoczył na swoje łóżko czekając aż zajmiemy miejsca obok niego.Nadal w wielkim szoku patrzyłam się na rozbawionego chłopca.
- Więcej mnie tak nie straszcie - zwróciłam się do Emi i lekko się zaśmiałam.
- Przepraszam ale też byłam przerażona. Nie wiedziałam co się dzieje - brunetka szybko się usprawiedliwiła i objęła mnie ramieniem.
- Emily, Mogę? - Tim zwrócił się nagle do dziewczyny chcąc uzyskać pozwolenie na zabawę z innymi dziećmi.
- Jasne, zmykaj - dziewczyna odparła z zadowoleniem i wstała z metalowego stołka. - My z Juliet pójdziemy na korytarz - dodała i spojrzała na mnie. Słysząc jej słowa momentalnie wstałam i ruszyłam w stronę drzwi. Po sekundzie byliśmy na szpitalnym korytarzu. Usadowiłam się wygodnie na jednym z plastikowych krzeseł i oparłam się łokciem o parapet. Swój wzrok skierowałam na park, który widniał za szybą.
- Wszytko w porządku?- delikatny głos dziewczyny doszedł do moich uszu. Lekko się wzdrygnęłam i popatrzyłam na nią.
- Tak, w jak najlepszym - odparłam i posłałam brunetce serdeczny uśmiech. Dziewczyna popatrzyła się na mnie z niedowierzaniem czekając na jakieś konkrety jednak ja milczałam.
- Mam zadzwonić do Harrego?- zapytała świdrując moje gesty.
- Nie ma takiej potrzeby. Wczoraj rozmawiałam z nim. On po prostu nie przywykł do widoku umierających osób. Ale teraz już nie ma czym się martwić bo Tim jest zdrowy - wypowiadając coraz to kolejne słowa o brunecie moje ciało ogarniały dreszcze.
- To co ty jeszcze tu robisz? - na jej twarzy pojawiło się zdziwienie na które zareagowałam śmiechem.
- Zdziwisz się ale mamy zakład, który zmierzał wygrać - dodałam i zmieniłam pozycję na wygodniejszą.
- Jesteście jak dzieci - Emi podsumowała nas praktycznie idealnie. W głowie miałam nasze wspólnie spędzone chwile. - Co to za zakład? - ciekawość dała za wygraną.
- Harry powiedział, że nie wytrzymam bez niego jednego dnia na co zaprzeczyłam i mogę do niego pójść - lekko się zawahałam aby sprawdzić godzinę - o 18. - dodałam i spojrzałam na dziewczynę.
- Ty na prawdę go kochasz - odparła i spojrzała na zegarek - To leć do niego.
- Co? - zdziwiłam się lekko i spojrzałam na ścienny zegar na korytarzu. Przymrużyłam oczy z niedowierzania i znów spojrzałam na Emily.
- Za pół godziny 18. Chyba powinnaś nastawić zegarek - po tych słowach się roześmiała i podniosła się z krzesła.
- Wpadnę jutro - rzuciłam w biegu i momentalnie zniknęłam za rogiem. Letni wiatr rozwiewał moje blond loki. Z zadowoleniem wsiadłam do auta i ruszyłam w stronę domu chłopaka. Z radości podśpiewywałam piosenki lecące w radiu i wystukiwałam rytm palcami uderzając o kierownicę. Po 20 minutach stałam pod bramą wjazdową a serce łomotało jak dzwon. Nie spodziewałam się nawet, że wytrzymanie bez ukochanego jednego dnia jest takie trudne. Powoli wydostałam się z auta i zamknęłam je dokładnie sprawdzając kilka razy. Weszłam na brukowaną uliczkę, która prowadziła prosto pod dębowe drzwi. Z drżącą ręką zapukałam do mieszkania i czekałam na Harrego. Czekałam aż wtulę się za jego utęsknionym ciałem. Po parunastu sekundach spróbowałam znów i znów. Lecz nadal odpowiadała mi głucha cisza. Tłumacząc zaistniałą sytuację wyjściem do sklepu bądź załatwieniem ważnej sprawy schyliłam się aby wyciągnąć zapasowy klucz spod wycieraczki. Lekko podniosłam brązowy dywanik i ujrzałam białą kopertę z napisem "Kochanej Juliet". Z lekką obawą wyprostowałam się i otworzyłam list.
Juli...
Przeżyłaś beze mnie ten jeden dzień, przeżyjesz i resztę życia.
Na zawsze twój Harry.
...............................................................
Były tylko 3 komentarze dlatego z opóźnieniem.
Mam nadzieję, że tym razem będzie lepiej trzymajcie się do następnego
:(((( płacze, jejku Harry!!! Przewiduje że jego wyniki w badaniach były pozytywne na wykrycie choroby, ale dlaczego zostawił ją,?!?!
OdpowiedzUsuńCzekam na next'a ~Pat
Boski , czekam na next :)
OdpowiedzUsuńStop. Hazz co . Ty.odwalasz ? :'(
OdpowiedzUsuńSmutne :'( Ale bardzo poruszające i zostawia pewien cień takiej zagwostki "Dlaczego ją zostawił?"
OdpowiedzUsuńCudowne, bardzo przyjemnie się czytało i z niecierpliwością na kolejny rozdział :*
Serdecznie zapraszam wszystkich do siebie:
http://mojawymarzonahistoria.blogspot.com/
Za każdy komentarz się odwdzięczam :*
Nawet nie masz pojęcia, jak się cieszę, że z Timim lepiej :) Tak mi było go żal, strasznie żal... Ale, jak sama napisałaś, cuda się zdarzają i czasem warto w nie wierzyć! Szkoda, że jak coś idzie dobrze, to coś innego się sypie... Zobaczymy co z tym Harrym...
OdpowiedzUsuń