Tak blisko, tak blisko jak ja
Nie był Ciebie nikt tak blisko
I nie poddał Twoim zmysłom
Jak ja
Nie był Ciebie nikt tak blisko
I nie poddał Twoim zmysłom
Jak ja
- Może naprawdę musiał coś załatwić - usprawiedliwiła go Emily, która właśnie przycisnęła guzik na automacie z kawą. Charakterystyczny dźwięk burczącej maszyny rozległ się po szpitalnym korytarzu. Moje ciało bezwładnie oparłam o automat i wpatrywałam się w strugi kawy lecące do plastikowego kubka.
- Poza tym. Mógł mieć gorszy dzień - brunetka chwyciła za gorący kubek i spojrzała na mnie z troską.
- Nie wydaje mi się Ems. On coś ukrywa. Znam go nie od dziś - odparłam ze spuszczoną głową w dół. Ręce splotłam na piersiach a jedną ze stóp zataczałam nieregularne kółeczka na posadzce.
- Chodź. Pójdziemy do Timiego. Może wtedy oderwiesz myśli - jej dłoń powędrowała na moje ramie. Na twarzy dziewczyny pojawił się serdeczny uśmiech, który odwzajemniłam. Gdy weszliśmy do sali chłopca nad jego łóżkiem stał lekarz z nieciekawą miną..
- Emily! - krzyknął Tim na co mężczyzna w białym kitlu odwrócił się w naszą stronę.
- Coś się stało? - drżący głos brunetki rozległ się po sali. Powoli podeszła do taboretu znajdującego się przy szafce szpitalnej. Ostrożnie odłożyła gorącą kawę na stolik i chwyciła rękę chłopca.
- Czy mógłbym z panią porozmawiać? - zapytał niepewnie mężczyzna i wskazał na korytarz.
- Tak oczywiście - Em od razu puściła rękę Tima i podążyła za doktorem. Nie tracąc czasu usiadłam obok chłopczyka aby dotrzymać mu towarzystwa.
- Jak się czujesz? - spytałam aby zająć myśli swoje jaki i urwisa leżącego koło mnie.
- Trochę gorzej ale lekarz powiedział, że mi przejdzie. Musi mi przejść bo jestem silny i nigdy się nie poddaje. Tak mówiła moja mama. A moje mama zawsze miała racje - wesoły głosik rozbrzmiewał po całej sali. Entuzjazm jaki wypełniał jego był nie do opisania.
- Tak twoja mama była mądrą kobietą - dodałam pocierając o zimną dłoń chłopca.
- Myślisz, że jest szczęśliwa - w tym momencie wzrok malucha powędrował ku górze.- tam w niebie - dodał pokazując paluszkiem na sufit.
- Oczywiście. Patrzy na ciebie z góry i opiekuje się tobą najlepiej jak umie - pani Smith była cudowną kobietą. Była dla mnie jak matka. Gdy znalazłam się sama na tym okrutnym świecie zaopiekowała się mną bezinteresownie. Za co byłam jestem i będę wdzięczna. Niestety los jest okrutny i zabiera tych, których kochamy. Nieszczęśliwy wypadek zabiera nam tych, którzy są nam bliscy.
-Juli! Juli! - z rozmyśleń wyrwał mnie głos chłopca
- Tak Tim? - zapytałam spoglądając na niego z lekką dezorientacją
- A gdzie są twoi rodzice? - na jego twarzy malowało się zaciekawienie. Wpatrywał się we mnie czekając na odpowiedź, którą trudno mi było udzielić.
- Moja mama umarła gdy miałam 2 latka.Taty nigdy nie znałam. Opiekowała się mną babcia, która zmarła 5 lat temu. Potem zaopiekowała się mną twoja mama - w wielkim skrócie opowiedziałam historię mojego życia. Posłałam w stronę urwisa uśmiech i otarłam pojedynczą łzę z policzka.
- Ja też nie znałam swojego taty - odparł smutno chłopczyk. - Ale cieszę się, że poznałem ciebie. Kocham cię Juli - w tym momencie wtulił się w moje ramiona. Pierwszy raz usłyszałam z jego ust takie słowa. Moje serce uradowało się a w środku poczułam ciepło.
- Ja też cię kocham - odparłam i potarłam swoją dłonią o jego plecy. W tym momencie do sali weszła Emily. Jej wyraz twarzy nie mówił nic dobrego. Podpuchnięte oczy, czerwony nos i chusteczka w ręku mówiły same za siebie.
- Jak tam ? - spytała pociągając nosem i siadając koło mnie.
- Juliet opowiadała mi o swojej rodzinie i o naszej mamie - odparł natychmiastowo chłopiec.
- To super - w głosie Em można było usłyszeć żal, gorycz i smutek.
- Timi poczekasz chwilę? Muszę już iść a chcę pożegnać się Emili - po tych słowach moje ciało podniosło się z metalowego taboretu. Brunetka w lekkim szoku podniosła się również i czekała na mój ruch.
- Ale przyjdziesz jutro? - zapytał z nadzieją poprawiając się na szpitalnym łóżku.
- Oczywiście - opowiedziałam tuląc go na pożegnanie. Następnie ruszyłam w stronę drzwi a Em za mną. Gdy znaleźliśmy się na korytarzu z oczu dziewczyny poleciały gorzkie łzy. Bez zastanowienia oplotłam ją moimi ramionami.
- Lekarze mówią, że tutaj pomoże tylko cud - odparła gdy oderwała się ode mnie.
- Zobaczysz jeszcze będzie zdrowy - starałam pocieszyć dziewczynę lecz bez żadnych rezultatów. Na pożegnanie posłałam jej serdeczny uśmiech i ruszyłam w stronę wyjścia. Opuściłam szpitalne mury i zmierzałam do mieszkania Harrego. Jego zachowanie dało wiele do życzenia. Nigdy się tak nie zachowywała co spowodowało jeszcze większe zmartwienie. Po pół godzinie stała przed brązowymi drzwiami i niepewnie zapukałam czekając na jakikolwiek ruch. Po chwili przede mną stał Harry z wymalowanym zdziwieniem na twarzy.
- Juliet? Co ty tu robisz? - zapytał drapiąc się w tył głowy.
- Musimy porozmawiać - powiedziałam stanowczo i przekroczyłam próg jego mieszkania. Skierowałam się do salonu w, którym było zapalone światło i usiadłam wygodnie na skórzanej kanapie. Czekałam na chłopaka który przez chwilę stał w przedpokoju. Gdy znalazł się na przeciwko mnie odetchnęłam ciężko i spojrzałam na niego czekając na jakiekolwiek wyjaśnienia.
- Posłuchaj wtedy w szpitalu... - w jego głosie można było usłyszeć niepewność. Jego język plątał się nie wiedząc co powiedzieć. - Uświadomiłem sobie, że Timiego nie będzie z nami. Nie wytrzymałem. Musiałem wyjść - z jego oczu popłynęły słone łzy. Pierwszy raz widziałam jak Harry płacze. Nagle wstał z kanapy podszedł do mnie i ukucną opierając się na moich kolanach.
- Przepraszam za moje zachowanie - dodał i spoglądał na mnie zielonymi tęczówkami. Delikatnie ujęłam jego twarz i obdarowałam soczystym uśmiechem. Nasz pocałunek z każdą chwilą stawał się bardziej namiętny i romantyczny. Pragnęłam go z całego serca. Był jedyną osobą, którą darzę takim uczuciem. Swoje ciepłe dłonie wplątałam w jego bujne loki zaś on położył swoje na moich biodrach.
- Kocham cię - wyszeptałam gdy oderwaliśmy się od siebie
- Ja ciebie też - odparł i uśmiechną się pokazując szereg białych zębów.
~~*~~
- O czym teraz myślisz? - zatonęłam w jego zachrypniętym głosie. Nasze ciała oblewał zimny powiew wiatru. Nad nami roztaczało się bezkresne granatowe niebo przyozdobione srebrnymi gwiazdami. Ogród Harrego był jak z bajki. Oboje wtuleni w siebie na zielonej trawie wpatrywaliśmy się w srebrzysty księżyc.
- O nas. O tobie - odpowiedziałam z półotwartymi powiekami. Jego dłonie bawiły się moimi blond włosami sprawiając u mnie przyjemność.
- A czasami myślisz o sobie? - zapytał z lekkim śmiechem w głosie.
- W mojej głowie jesteś tylko ty - odparła spoglądając na niego
- Hej. Tak nie może być. - nagle chłopak podparł się na łokciach zmuszając mnie do siadu półsiedzącego.
- Ale dlaczego? - zapytałam ze zdziwieniem. Poprawiłam swoje blond loki i wpatrywałam się w niego jak w obrazek.
- Spotykamy się codziennie. Jeśli nie jesteśmy razem dzwonimy do siebie. Jestem przekonany, że nie wytrzymasz beze mnie nawet jednego dnia - na jego twarzy pojawił się cwaniacki uśmieszek. Splątał swoje dłonie na klatce piersiowej i czekał na mój ruch.
- Ha.. śmieszny jesteś. To ty nie wytrzymasz beze mnie jednego dnia - odpyskowałam i pokazałam język.
- Zakład? - dłoń Harrego powędrowała w moją stronę. Nie mogłam mu pokazać, że nie dam rady. Udowodnię dla Hazzy, że potrafię.
- Zgoda! - krzyknęłam i uścisnęłam jego dłoń - To do zobaczenia w środę, kochanie - po tych słowach wstałam i chciałam opuścić posesję bruneta.
- A pocałunek na pożegnanie ? - zapytał zszokowany podnosząc się z trawy.
- Mamy zakład - odparłam zadowolona szczerząc się do niego. Gdy znalazłam się na szarym chodniku skierowałam się do swojego domu.
................................................................................
Dzięki za 7 komentarzy :)
Postarałam się dodać wcześniej rozdział.
Jeśli macie uwagi do rozdziału. Czyli, że jest beznadziejnie napisany, mało się dzieje jest za krótki piszcie w komentarzu.
Pamiętajcie o zależności ilość komentarzy zależy od dodania rozdziału.
Do zobaczenia :)
Dziś była moc! Oj, oj, źle się dzieję, wyczuwam kłopoty, będą kłopoty! Jeśli będzie tak, jak w "streszczeniu" to ja nie chcę! Życie to nie bajka, ale też nie scenariusz rodem z tragedii. Proszę, daj szansę Timiemu i spraw, by zakład Harry'ego nie był początkiem jakiejś ogromnej katastrofy. Piszesz tak, że chce się czytać bez końca. Kocham emocje, a to właściwie jest ich odpowiednia dawka :) Chcę WIĘCEJ
OdpowiedzUsuńCzytam od teraz i jest genialne <3
OdpowiedzUsuńJezu cały czas mam wrażenie że Harry dowiedział się po tych badaniach, że jes chory i chce ją zostawić żeby ułożyła sobie życie i nie martwiła się jego chorobą :O
OdpowiedzUsuńJezu, błagam nie, Harry NIE JEST CHORY, błagam
Uhuhuhuh on jej nie zostawi, prawda? :c
czekam, życzę weny :)
zapraszam do mnie na ff także o Haroldzie :)
http://sinisterstylesfanfic.blogspot.com/