sobota, 28 czerwca 2014

Rozdział 8




 Ona kochać chce,
bo po nocy nawet dla niej wstaje dzień.
Ona kochać chce,
księżycowy anioł dobrze zna, dobrze zna swój grzech.


Kilka dni później


Leżałam na nieposłanym łóżku już dobre kilka dni. Wciąż czułam jego zapach, jego ciepło. Wtopiona w fioletową kołdrę nie miałam na nic ochoty. Wybiłam się z rytmu życiowego nawet nie wiedząc czy jest dzień czy noc. Rolety zasłaniały mi widok na świat, który była teraz dla mnie bezużyteczny. Nie chciałam takiego życia. Życia bez Harrego. Leniwie otarłam zmęczone oczy, które unosiły swój pięciodniowy makijaż i rozejrzałam się bezwolnie po ciemnym pokoju. Na ścianie widniała fotografia zakochanej pary. Cała w furii wstałam i podbiegłam do ramki. Szybkim ruchem ściągnęłam ją ze ściany i rozbiłam o podłogę. Bez dobre kilka minut wpatrywałam się w rozbite szło i obrazek przysłonięty skrawkami drewnianej ramki. Nagle moje ciało ogarnęła nienawiść. Nienawiść do jednej osoby, która potrafiła mnie zranić w najbrutalniejszy sposób. Bez zastanowienia podniosłam fotografię i z całych sił zgniotłam ją. Cała roztrzęsiona upuściłam zdjęcie i zaczęłam płakać. Kolejne słone łzy przyozdabiały moje policzki. Rzuciłam się na łóżko szlochając. Nagle usłyszałam znany mi głos. Do drzwi dobijała się Emily krzycząc na całe gardło. Moje ciało ogarnęła niemoc do podniesienia się. Dziewczyna uderzyła mocniej w drzwi co nie dało rezultatu.
- Do jasne cholery Juli otwórz te drzwi! - jej prośbę puściłam mimo uszu i dale wpatrywałam się w biały sufit. Po chwili Emily zorientowała się, że posiada zapasowy klucz po, który sięgnęła i otworzyła sprawnie drzwi. Wparowała do ciemnego pokoju zatrzymując się w progu. Lustrowała dokładnie moją osobę leżącą na łóżku oraz przedmioty porozbijane na podłodze. Następnie ruszyła w stronę okna i odsłoniła ciemne rolety. Do pokoju wpadło słońce. Promienie słoneczne rozjaśniły ponure miejsce w jakim spędziłam najbliższe kilka dni.
- Juli! Kochanie co się stało? - zatroskany głos powędrował w moją stronę. Brunetka delikatnie usiadła na róg łóżka i głaskała moje ramie najdelikatniej jak umiała. Podniosłam niechętnie moje obolałe ciało i spojrzałam w jej brązowe oczy.
- Zostawił mnie! - krzyknęłam i wtuliłam się w jej chłodne ciało. Dziewczyna bez zastanowienia otuliła mnie swoimi ramionami i kilkakrotnie potarła dłońmi o moje plecy.
- Jak to zostawił? Harry? Przecież... -nie pozwoliłam na dokończenie jej wypowiedzi.
- Tak przecież Harry by tego nie zrobił! A jednak Emily! Zostawił mnie jak ostatni dupek bez słowa wyjaśnienia. A nie przepraszam napisał list! - w tym momencie wstałam i podeszłam do komody gdzie leżał zmientolony skrawek papieru. Chwyciłam go cała w złości i podałam dla dziewczyny. Emily wzięła go ode mnie i zaczęła czytać. Po skończeniu spojrzała na mnie a w oczach zebrały się łzy.
- Może coś mu się stało? - spytała szukając jakiegokolwiek wytłumaczenia
- Emily nic mu się nie stało! On po prostu mnie olał. Nie usprawiedliwiaj go! - krzyknęłam i z powodu skumulowania emocji uniosłam ręce ku górze co było błędem.
- Juli co to jest? - brunetka ujrzała na moich nadgarstkach świeże rany po zadaniu sobie bólu. Podeszła do mnie i chwyciła mnie za ramiona - Dziewczyno tak nie można! Ludzi w szpitalu walczą o życie a ty je marnujesz na to! - w tym momencie puściła moje dłonie i skierowała się w stronę drzwi. Pozwoliłam jej odejść. Czuła teraz do mnie obrzydzenie. Bawiłam się śmiercią. Nie powinnam tego robić. Nie teraz gdy byłam jej światkiem. Emily miała racje. Pochłonięta wstydem ruszyłam do łazienki aby zmyć z siebie cały brud, który mnie ograną. Powoli weszłam do kabiny i odkręciłam kurek z ciepłą wodą. Moje ciało ogarną lekki dreszczyk. Poczułam, że cały brud ze mnie spływa i uchodzi gdzieś w nie pamięć. Po relaksacyjnej kąpieli otuliłam się ręcznikiem oraz wybrałam ubrania w które szybko się przebrałam. Podeszłam do mojej szkatułki aby założyć kolczyki a moim oczom ukazała się bransoletka. Opuszkami palców lekko przejechałam po niej roniąc przy tym łzę.
- Zamknij oczy - entuzjastyczny głos chłopaka rozległ się po pokoju 
- Mam się bać? - spytałam dla żarty powodując u chłopaka śmiech 
- Po prostu zamknij oczy - ponowiła i wpatrywał się we mnie ukazując rząd białych zębów. Po chwili zamknęłam moje powieki i poczułam coś na mojej ręce. Z ciekawości spojrzałam natychmiastowo na dłoń na, której znajdowała się bransoletka. 
- Dziękuję - wyszeptałam i złączyłam nasze usta w jedność
Nagle wszystko wróciło. Dlaczego nie mogłam go wyrzucić z mojego życia jak zrobił to on. Chwyciłam biżuterię w dłoń i z potłuczonym szkłem i pogiętymi zdjęciami wyrzuciłam ją do kosza. Poczułam lekką ulgę. Wyrzuciłam w niepamięć cząstkę Harrego czując się z tym lepiej. Życie toczy się dalej a ja nie mogę zmarnować go na rozpamiętywanie przeszłości. Muszę spojrzeć w przyszłość i wykorzystać ją najlepiej. Nie mogę pozwolić aby coś umknęło mi koło nosa przez użalanie się nad sobą. Uświadomiłam sobie, że powinnam przeprosić również Emily. Chwyciłam szybko za telefon i wykręciłam jej numer.
- Emily ? - zapytałam niepewnie .
- Tak o co chodzi Juli - odparła sucho.
- Dzwonię aby przeprosić. Nie powinnam tego robić. To było głupie. Teraz to przemyślałam. Możemy się spotkać? - spytałam  nadzieją, że da mi szanse na wytłumaczenie się.
- Przyjdź do szpitala. Jestem u Timiego - odpowiedziała i rozłączyła się. Dobre i to - pomyślałam i po wybraniu się ruszyłam do szpitala dziecięcego.

.....................................................................................
kursywa - wspomnienie

 I mamy wakacje :)

Mam do Was pytanie czy rozdziały nie są za krótkie?

Czemu nie komentujecie?

Do następnego :)

Edit 28.06: Anonimy mogą komentować oraz weryfikacja obrazkowa usunięta (kompletnie o niej zapomniałam)

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Rozdział 7





 Powiedz dokąd iść, gdy wokół tylko mrok
Kiedy nie mam już nic
Powiedz jak mam żyć, gdy dawno już umarłam
I nie potrafię dziś śnić
Pomóż mi



Mimowolnie moje słone łzy spływały po bladoróżowych policzkach. W jednej ręce trzymałam sfatygowany skrawek papieru a w drugiej telefon. Wpatrywałam się w niego jak zaklęta. Na ekranie wyświetlony był numer chłopaka i zdjęcie. Mój kciuk bezwładnie powędrował na zieloną słuchawkę z ponownym skontaktowaniem się z Harrym. Po kilku sygnałach znów usłyszałam głos sekretarki. Po godzinie siedzenia pod mieszkaniem bruneta sprytnie schowałam telefon do kieszeni, otarłam zamaszyście łzy i wstałam kierując się do samochodu.
- Nie znikniesz z mojego życia tak łatwo - odparłam sama do siebie i wsiadłam za kierownicę. Skierowałam się do domu jego rodziców z myślą, że coś wiedzą. Gdy zaparkowałam pod niewielkim domkiem otoczonym kwiatami poczułam w sercu nadzieję. Bez zastanowienia zapukałam do drzwi i czekałam na odzew. Po paru sekundach otworzyła mi Anne.
- Juliet! Jak miło cię widzieć - kobieta z entuzjazmem mnie powitała lecz nie chciała wpuścić do środka.
- Witam - odparłam z lekkim uśmiechem. - Jest może Harry? - spytałam niepewnie i wychyliłam się aby spojrzeć w głąb mieszkania. Kobieta odwróciła się niepewnie i zaprzeczyła. Sprytnie pożegnała się ze mną i zatrzasnęła przede mną drzwi. Cała w złości i żalu obróciłam się na pięcie i wróciłam do auta. W moich oczach kolejny raz pojawiły się łzy. Uderzyłam bez silnie w kierownicę i oparłam się o nią rozmyślając. Dlaczego on mnie zostawił? Co zrobiłam źle? Czy już mnie nie kocha? Te pytania nie dawały mi spokoju. Bez zastanowienia spojrzałam w okno w którym poruszyła się firanka miałam chore wrażenie, że w niej stał Harry. Nie mogłam tak tego zostawić i w złości wyszłam z samochodu zatrzaskując go z całej siły. Pewnym krokiem ruszyłam w kierunku mieszkania i kilkakrotnie walnęłam pięścią w drzwi. Ku mojemu zdziwieniu od razu otworzono mi je. Anne była lekko zszokowana moim zachowaniem i nie wiedziała jaki ma zrobić w tym momencie ruch. Cała kipiąca we wściekłości spoglądałam na nią.
- Chcę zobaczyć Harrego! - krzyknęłam zaciskając coraz mocniej pięści.
- Kochanie mówiłam ci już, jego tu nie ma - kobieta delikatnie dotknęła moich ramion i posłała nieśmiały uśmiech. Jednym ruchem zrzuciłam jej dłonie i zrobiłam pewny krok do przodu. Anne stanęła mi na drodze i przytrzymała. Spojrzałam w jej oczy i widziałam strach i zaniepokojenie.
- Puść mnie. Proszę - odparłam i zrobiłam krok w tył.
- Nie mogę. Nie mogę - odpowiedziała i zatrzasnęła za mną drzwi. Z bezsilności rzuciłam się na nie waląc pięściami.
- Harry wiem, że tam jesteś! Słyszysz mnie?! Nie zostawiaj mnie! Ja cię kocham! Słyszysz?! Kocham cię i nie poradzę sobie bez ciebie! - krzyczałam bezopamiętania. Łzy leciały mi strumieniem a w sercu czułam pustkę i ból. Zsunęłam się bezsilnie opierając się o drzwi na brudną wycieraczkę. Policzki przyozdabiały czarne strugi tuszu. Place wplątałam w moje blond loki próbując oddychać.  Po paru minutach podniosłam się i ostatkami sił ruszyłam do auta. Cała zapłakana odpaliłam silnik i ruszyłam do domu. Nie byłam w stanie racjonalnie myśleć. Zatrzymałam się na czerwonym świetle i wyłączyłam się ze świata żywych. Przecież mnie kochał. Układało nam się dobrze. Obiecał, że mnie nie zostawi. Mógł nie obiecywać. Mógł nie rozkochać. Mógł nie porzucać. Głośny klakson rozbrzmiał w moich uszach. Lekko potrząsnęłam głową i ruszyłam nie patrzeć na sygnalizator gdy wcisnęłam pedał gazu znów ktoś na mnie zatrąbił. Cała zdezorientowana spojrzałam przed siebie i nie wiedziała o co chodzi. Nie mogłam racjonalnie myśleć. Chcą jak najszybciej dostać się do domu wyminęłam przeszkody na drodze. Po 15 minutach zaparkowałam na parkingu i ruszyłam w stronę mieszkania. Jednym ruchem ręki otworzyłam drzwi i weszłam do przedpokoju. Na dzień dobry ujrzałam komodę pełną zdjęć Harrego  i moich. Cała w bólu złości i smutku zamaszystym ruchem ręki strąciłam wszystkie ramki powodując stłuczenie się szkła. Ogarną mnie wielki szloch, żal i rozpacz. Opadłam na podłogę znów zalewając się łzami. Położyłam się na zimną posadzkę lekceważąc potłuczone szkło. Położyłam delikatnie głowę na płytach i zamknęłam moje zmęczone powieki a place wplatałam we włosy co raz ciągnąc je z całych sił. Bujałam się w prawo i lewo próbując się uspokoić lecz na marne. Z bezsilności zaczęłam krzyczeć co z początku pomagało. Nie wiedząc co ze sobą zrobić zmieniłam pozycję kładąc się tym razem na plecy. Wzrok wlepiłam w sufit wyobrażając sobie twarz chłopaka. Nagle moja dłoń napotkała kawałek szkła. Delikatnie uniosłam go na wysokość swoich oczu i obracałam go delikatnie w placach. Po namyśle uniosłam drugą dłoń ku górze odchylając przy tym rękaw. Powoli dotykając ostrym kawałkiem mojej skóry czułam niepewność. Jednym zamaszystym ruchem ręki pociągnęłam szkłem po nadgarstku powodując wypływ krwi. Strugo spływały po moim przedramieniu tworząc nieregularne kształty. Czułam ból na którym mogłam się skupić. Tylko na tym. Nie myślałam w tej chwili o Harrym. Myślałam tylko o ranie zadanej z miłości i chęci do śmierci. Powoli zamknęłam oczy i kolejny raz narysowałam kreskę na mojej dłoni.



.................................................................................

Z lekkim opóźnieniem ale jest :)

Komentujcie i wyrażajcie opinię mam nadzieję, że się podoba :) 

niedziela, 15 czerwca 2014

Rozdział 6




Życie jest małą ściemniarą,
wróblicą, wygą, cwaniarą.
Plącze nam nogi i mówi idź!
Nie wierz, nie ufaj mi!



Poranne radio rozbrzmiewało po kuchni umilając mi przygotowywanie śniadania. Spojrzałam mimowolnie na zegarek na, którym była wyświetlona godzina. Jeszcze 8 godzin pomyślałam i zabrałam się do krojenia pomidorów. Po sycącym posiłku wykonałam lekki makijaż i przygotowywałam się do wyjścia. Nagle w mojej torebce rozbrzmiał dzwonek, momentalnie odebrałam telefon oczekując na najgorsze. Ręce mi się trzęsły gdy na wyświetlaczu pojawiło się imię Emily. W głowie rodziła się czarna wizja. Coś musiało stać się z Timim.
-Halo? - powiedziałam niepewnie i przełknęłam gulę stojącą  w moim gardle.
- Juli?! Przyjedź szybko do szpitala! - usłyszałam rozpaczliwy głos dziewczyny i wiedziałam co się święci. Szybko zakończyłam naszą rozmowę chwyciłam kluczyki od samochodu i wybiegłam z domu zamykając za sobą drzwi.W głowie miałam najgorsze wizje. Przygotowywałam się na pożegnanie z moim małym braciszkiem. Nie zwracając na przepisy pędziłam do szpitala aby zdążyć na czas. Aby jeszcze wymienić z nim spojrzenie lub parę słów. Ostre hamowanie na brukowanym parkingu wystraszyło paru przechodniów. Wybiegłam z auta nawet nie pamiętając czy go zamknęłam. Słone strugi płynęły po moich policzkach zasłaniając mi cały obraz. Szybkim biegiem przemierzałam korytarze. Serce dudniło mi z całych sił. W myślach nie miałam nic prócz Timiego. W tym momencie nic mnie nie obchodziło. Po 5 minutach stałam pod salą numer 10. Odetchnęłam głęboko, otarłam pojedyncze łzy i nacisnęłam na klamkę.
-Witaj Ti....- mój wzrok powędrował na puste łóżko chłopaka. W środku poczułam wielkie ukucie i  pustkę. Salowa układała czystą już poduszkę na swoim miejscu. To niemożliwe on miał tylko 10 lat. Powoli podniosłam rękę do moich sinych ust, gorzkie łzy spływały bez opamiętania. Nie mogę patrzeć na pustą salę, wyszłam na korytarz. Oparłam się z bezsilności o zimną ścianę i powoli zsunęłam się na dół. Opadłam na brudną posadzkę. Dlaczego?- pomyślałam. Nie zwracałam uwagi na ludzi siedzących na przeciw mnie. Czułam pustkę, którą mógł zapewnić tylko Tim. Nagle przypomniałam sobie o Emily. Gdzie jest? Co czuje? Wyciągnęłam momentalnie telefon z torebki i przytknęłam do ucha.
- Halo? - usłyszałam po kilku sygnałach
- Emily? Boże.... gdzie jesteś? - spytałam drżącym głosem
- Przyjdź pod gabinet lekarza Timiego - odparła i się rozłączyła. Bez zastanowienia podniosłam się i pobiegłam pod gabinet lekarski. Po paru sekundach ujrzałam brunetkę siedzącą na krzesłach.
- Emily! - krzyknęłam na co dziewczyna się odwróciła - tak mi przykro. Kochałam go jak brata - odparłam i wtuliłam się w Emi mocząc jej bluzkę.
-Juli o czym ty mówisz? - spytała zaszokowana odrywając mnie od siebie.
- No przecież Tim on... - zawahałam się przez chwilę i wplątałam ręce w moje blond włosy.
- Timi ma badania. Zemdlał nagle na korytarzu. Lekarz myślał, że to postęp choroby ale wyniki pokazały, że jest coraz lepiej. Juli to cud! Tim jest praktycznie zdrowy! - brunetka wykrzyczała mi prosto w twarz. Poczułam się zdezorientowana. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Nagle z sali wybiegł chłopczyk. Cały, zdrowy, zadowolony.
- Juli! - krzykną i wtulił się we mnie z całych sił.
- To niemożliwe - szepnęłam i pogłaskałam Timiego po głowie.
- To cud Juli. Cud. - odparła Emily i objęła nas ramionami. Razem w trójkę udaliśmy się do innej sali niż zwykle. Chłopiec nie musiał już być odizolowany od innych. Weszliśmy do pokoju pełnego dzieci. Timi wskoczył na swoje łóżko czekając aż zajmiemy miejsca obok niego.Nadal w wielkim szoku patrzyłam się na rozbawionego chłopca.
- Więcej mnie tak nie straszcie - zwróciłam się do Emi i lekko się zaśmiałam.
- Przepraszam ale też byłam przerażona. Nie wiedziałam co się dzieje - brunetka szybko się usprawiedliwiła i objęła mnie ramieniem.
- Emily, Mogę? - Tim zwrócił się nagle do dziewczyny chcąc uzyskać pozwolenie na zabawę z innymi dziećmi.
- Jasne, zmykaj - dziewczyna odparła z zadowoleniem i wstała z metalowego stołka. - My z Juliet pójdziemy na korytarz - dodała i spojrzała na mnie.  Słysząc jej słowa momentalnie wstałam i ruszyłam w stronę drzwi. Po sekundzie byliśmy na szpitalnym korytarzu. Usadowiłam się wygodnie na jednym z plastikowych krzeseł i oparłam się łokciem o parapet. Swój wzrok skierowałam na park, który widniał za szybą.
- Wszytko w porządku?- delikatny głos dziewczyny doszedł do moich uszu. Lekko się wzdrygnęłam i popatrzyłam na nią.
- Tak, w jak najlepszym - odparłam i posłałam brunetce serdeczny uśmiech. Dziewczyna popatrzyła się na mnie z niedowierzaniem czekając na jakieś konkrety jednak ja milczałam.
- Mam zadzwonić do Harrego?- zapytała świdrując moje gesty.
- Nie ma takiej potrzeby. Wczoraj rozmawiałam z nim. On po prostu nie przywykł do widoku umierających osób. Ale teraz już nie ma czym się martwić bo Tim jest zdrowy - wypowiadając coraz to kolejne słowa o brunecie moje ciało ogarniały dreszcze.
- To co ty jeszcze tu robisz? - na jej twarzy pojawiło się zdziwienie na które zareagowałam śmiechem.
- Zdziwisz się ale mamy zakład, który zmierzał wygrać - dodałam i zmieniłam pozycję na wygodniejszą.
- Jesteście jak dzieci - Emi podsumowała nas praktycznie idealnie. W głowie miałam nasze wspólnie spędzone chwile. - Co to za zakład? - ciekawość dała za wygraną.
- Harry powiedział, że nie wytrzymam bez niego jednego dnia na co zaprzeczyłam i mogę do niego pójść - lekko się zawahałam aby sprawdzić godzinę - o 18. - dodałam i spojrzałam na dziewczynę.
- Ty na prawdę go kochasz - odparła i spojrzała na zegarek - To leć do niego.
- Co? - zdziwiłam się lekko i spojrzałam na ścienny zegar na korytarzu. Przymrużyłam oczy z niedowierzania i znów spojrzałam na Emily.
- Za pół godziny 18. Chyba powinnaś nastawić zegarek - po tych słowach się roześmiała i podniosła się z krzesła.
- Wpadnę jutro - rzuciłam w biegu i momentalnie zniknęłam za rogiem. Letni wiatr rozwiewał moje blond loki. Z zadowoleniem wsiadłam do auta i ruszyłam w stronę domu chłopaka. Z radości podśpiewywałam piosenki lecące w radiu i wystukiwałam rytm palcami uderzając o kierownicę. Po 20 minutach stałam pod bramą wjazdową a serce łomotało jak dzwon. Nie spodziewałam się nawet, że wytrzymanie bez ukochanego jednego dnia jest takie trudne. Powoli wydostałam się z auta i zamknęłam je dokładnie sprawdzając kilka razy. Weszłam na brukowaną uliczkę, która prowadziła prosto pod dębowe drzwi. Z drżącą ręką zapukałam do mieszkania i czekałam na Harrego. Czekałam aż wtulę się za jego utęsknionym ciałem. Po parunastu sekundach spróbowałam znów i znów. Lecz nadal odpowiadała mi głucha cisza. Tłumacząc zaistniałą sytuację wyjściem do sklepu bądź załatwieniem ważnej sprawy schyliłam się aby wyciągnąć zapasowy klucz spod wycieraczki. Lekko podniosłam brązowy dywanik i ujrzałam białą kopertę z napisem "Kochanej Juliet". Z lekką obawą wyprostowałam się i otworzyłam list.

Juli...

Przeżyłaś beze mnie ten jeden dzień, przeżyjesz i resztę życia. 

Na zawsze twój Harry. 

...............................................................

Były tylko 3 komentarze dlatego z opóźnieniem.

Mam nadzieję, że tym razem będzie lepiej trzymajcie się do następnego

środa, 4 czerwca 2014

Rozdział 5



 Tak blisko, tak blisko jak ja
Nie był Ciebie nikt tak blisko
I nie poddał Twoim zmysłom
Jak ja


- Może naprawdę musiał coś załatwić - usprawiedliwiła go Emily, która właśnie przycisnęła guzik na automacie z kawą. Charakterystyczny dźwięk burczącej maszyny rozległ się po szpitalnym korytarzu. Moje ciało bezwładnie oparłam o automat i wpatrywałam się w strugi kawy lecące do plastikowego kubka.
- Poza tym. Mógł mieć gorszy dzień - brunetka chwyciła za gorący kubek i spojrzała na mnie z troską.
- Nie wydaje mi się Ems. On coś ukrywa. Znam go nie od dziś - odparłam ze spuszczoną głową w dół. Ręce splotłam na piersiach a jedną ze stóp zataczałam nieregularne kółeczka na posadzce.
- Chodź. Pójdziemy do Timiego. Może wtedy oderwiesz myśli - jej dłoń powędrowała na moje ramie. Na twarzy dziewczyny pojawił się serdeczny uśmiech, który odwzajemniłam. Gdy weszliśmy do sali chłopca nad jego łóżkiem stał lekarz z nieciekawą miną..
- Emily! - krzyknął Tim na co mężczyzna w białym kitlu odwrócił się w naszą stronę.
- Coś się stało? - drżący głos brunetki rozległ się po sali. Powoli podeszła do taboretu znajdującego się przy szafce szpitalnej. Ostrożnie odłożyła gorącą kawę na stolik i chwyciła rękę chłopca.
- Czy mógłbym z panią porozmawiać? - zapytał niepewnie mężczyzna i wskazał na korytarz.
- Tak oczywiście - Em od razu puściła rękę Tima i podążyła za doktorem. Nie tracąc czasu usiadłam obok chłopczyka aby dotrzymać mu towarzystwa.
- Jak się czujesz? - spytałam aby zająć myśli swoje jaki i urwisa leżącego koło mnie.
- Trochę gorzej ale lekarz powiedział, że mi przejdzie. Musi mi przejść bo jestem silny i nigdy się nie poddaje. Tak mówiła moja mama. A moje mama zawsze miała racje - wesoły głosik rozbrzmiewał po całej sali. Entuzjazm jaki wypełniał jego był nie do opisania.
- Tak twoja mama była mądrą kobietą - dodałam pocierając o zimną dłoń chłopca.
- Myślisz, że jest szczęśliwa - w tym momencie wzrok malucha powędrował ku górze.- tam w niebie - dodał pokazując paluszkiem na sufit.
- Oczywiście. Patrzy na ciebie z góry i opiekuje się tobą najlepiej jak umie - pani Smith była cudowną kobietą. Była dla mnie jak matka. Gdy znalazłam się sama na tym okrutnym świecie zaopiekowała się mną bezinteresownie. Za co byłam jestem i będę wdzięczna. Niestety los jest okrutny i zabiera tych, których kochamy. Nieszczęśliwy wypadek zabiera nam tych, którzy są nam bliscy.
-Juli! Juli! - z rozmyśleń wyrwał mnie głos chłopca
- Tak Tim? - zapytałam spoglądając na niego z lekką dezorientacją
- A gdzie są twoi rodzice? - na jego twarzy malowało się zaciekawienie. Wpatrywał się we mnie czekając na odpowiedź, którą trudno mi było udzielić.
- Moja mama umarła gdy miałam 2 latka.Taty nigdy nie znałam. Opiekowała się mną babcia, która zmarła 5 lat temu. Potem zaopiekowała się mną twoja mama - w wielkim skrócie opowiedziałam historię mojego życia. Posłałam w stronę urwisa uśmiech i otarłam pojedynczą łzę z policzka.
- Ja też nie znałam swojego taty - odparł smutno chłopczyk. - Ale cieszę się, że poznałem ciebie. Kocham cię Juli - w tym momencie wtulił się w moje ramiona. Pierwszy raz usłyszałam z jego ust takie słowa. Moje serce uradowało się a w środku poczułam ciepło.
- Ja też cię kocham - odparłam i potarłam swoją dłonią o jego plecy. W tym momencie do sali weszła Emily. Jej wyraz twarzy nie mówił nic dobrego.  Podpuchnięte oczy, czerwony nos i chusteczka w ręku mówiły same za siebie.
- Jak tam ?  - spytała pociągając nosem i siadając koło mnie.
- Juliet opowiadała mi o swojej rodzinie i o naszej mamie - odparł natychmiastowo chłopiec.
- To super - w głosie Em można było usłyszeć żal, gorycz i smutek.
- Timi poczekasz chwilę? Muszę już iść a chcę pożegnać się Emili - po tych słowach moje ciało podniosło się z metalowego taboretu. Brunetka w lekkim szoku podniosła się również i czekała na mój ruch.
- Ale przyjdziesz jutro? - zapytał z nadzieją poprawiając się na szpitalnym łóżku.
- Oczywiście - opowiedziałam tuląc go na pożegnanie. Następnie ruszyłam w stronę drzwi a Em za mną. Gdy znaleźliśmy się na korytarzu z oczu dziewczyny poleciały gorzkie łzy. Bez zastanowienia oplotłam ją moimi ramionami.
- Lekarze mówią, że tutaj pomoże tylko cud - odparła gdy oderwała się ode mnie.
- Zobaczysz jeszcze będzie zdrowy - starałam pocieszyć dziewczynę lecz bez żadnych rezultatów. Na pożegnanie posłałam jej serdeczny uśmiech i ruszyłam w stronę wyjścia. Opuściłam szpitalne mury i zmierzałam do mieszkania Harrego. Jego zachowanie dało wiele do życzenia. Nigdy się tak nie zachowywała co spowodowało jeszcze większe zmartwienie. Po pół godzinie stała przed brązowymi drzwiami i niepewnie zapukałam czekając na jakikolwiek ruch. Po chwili przede mną stał Harry z wymalowanym zdziwieniem na twarzy.
- Juliet? Co ty tu robisz? - zapytał drapiąc się w tył głowy.
- Musimy porozmawiać - powiedziałam stanowczo i przekroczyłam próg jego mieszkania. Skierowałam się do salonu w, którym było zapalone światło i usiadłam wygodnie na skórzanej kanapie. Czekałam na chłopaka który przez chwilę stał w przedpokoju. Gdy znalazł się na przeciwko mnie odetchnęłam ciężko i spojrzałam na niego czekając na jakiekolwiek wyjaśnienia.
- Posłuchaj wtedy w szpitalu... - w jego głosie można było usłyszeć niepewność. Jego język plątał się nie wiedząc co powiedzieć. - Uświadomiłem sobie, że Timiego nie będzie z nami. Nie wytrzymałem. Musiałem wyjść - z jego oczu popłynęły słone łzy. Pierwszy raz widziałam jak Harry płacze. Nagle wstał z kanapy podszedł do mnie i ukucną opierając się na moich kolanach.
- Przepraszam za moje zachowanie - dodał i spoglądał na mnie zielonymi tęczówkami. Delikatnie ujęłam jego twarz i obdarowałam soczystym uśmiechem. Nasz pocałunek z każdą chwilą stawał się bardziej namiętny i romantyczny. Pragnęłam go z całego serca. Był jedyną osobą, którą darzę takim uczuciem. Swoje ciepłe dłonie wplątałam w jego bujne loki zaś on położył swoje na moich biodrach.
- Kocham cię - wyszeptałam gdy oderwaliśmy się od siebie
- Ja ciebie też - odparł i uśmiechną się pokazując szereg białych zębów.

~~*~~

- O czym teraz myślisz? - zatonęłam w jego zachrypniętym głosie. Nasze ciała oblewał zimny powiew wiatru. Nad nami roztaczało się bezkresne granatowe niebo przyozdobione srebrnymi gwiazdami. Ogród Harrego był jak z bajki. Oboje wtuleni w siebie na zielonej trawie wpatrywaliśmy się w srebrzysty księżyc.
- O nas. O tobie - odpowiedziałam z półotwartymi powiekami. Jego dłonie bawiły się moimi blond włosami sprawiając u mnie przyjemność.
- A czasami myślisz o sobie? - zapytał z lekkim śmiechem w głosie.
- W mojej głowie jesteś tylko ty - odparła spoglądając na niego
- Hej. Tak nie może być. - nagle chłopak podparł się na łokciach zmuszając mnie  do siadu półsiedzącego.
- Ale dlaczego? - zapytałam ze zdziwieniem. Poprawiłam swoje blond loki i wpatrywałam się w niego jak w obrazek.
- Spotykamy się codziennie. Jeśli nie jesteśmy razem dzwonimy do siebie. Jestem przekonany, że nie wytrzymasz beze mnie nawet jednego dnia - na jego twarzy pojawił się cwaniacki uśmieszek. Splątał swoje dłonie na klatce piersiowej i czekał na mój ruch.
- Ha.. śmieszny jesteś. To ty nie wytrzymasz beze mnie jednego dnia - odpyskowałam i pokazałam język.
- Zakład? - dłoń Harrego powędrowała w moją stronę. Nie mogłam mu pokazać, że nie dam rady. Udowodnię dla Hazzy, że potrafię.
- Zgoda! - krzyknęłam i uścisnęłam jego dłoń - To do zobaczenia  w środę, kochanie - po tych słowach wstałam i chciałam opuścić posesję bruneta.
- A pocałunek na pożegnanie ? - zapytał zszokowany podnosząc się z trawy.
- Mamy zakład - odparłam zadowolona szczerząc się do niego. Gdy znalazłam się na szarym chodniku skierowałam się do swojego domu.

................................................................................
Dzięki za 7 komentarzy :)

Postarałam się dodać wcześniej rozdział.

Jeśli macie uwagi do rozdziału. Czyli, że jest beznadziejnie napisany, mało się dzieje jest za krótki piszcie w komentarzu.

Pamiętajcie o zależności ilość komentarzy zależy od dodania rozdziału.

Do zobaczenia :)