piątek, 30 maja 2014

Rozdział 4


Everytime I see your face
My heart takes off on a high speed chase
Now don't be scared, it's only love
Baby, that we're falling in


Cała zdenerwowana wcisnęłam guzik i czekałam na windę. Spojrzałam ukradkiem na Harrego, który rytmicznie uderzał w udo. Wiedziałam, że się denerwuje ale nie chce poznać tego po sobie. Nagle jego wzrok spotkał się z moim. Posłałam mu nieśmiały uśmiech i chwyciłam delikatnie za rękę. Charakterystyczny dźwięk zakomunikował, że winda już przyjechała. Oboje weszliśmy do klaustrofobicznego pomieszczenia a brunet wcisną odpowiedni numer piętra. Między nami panowała dobijająca cisza. W gardle miałam blokadę, której nie mogłam przełamać. Jedynie co robiłam do rysowałam na uchwycie różnokształtne smugi. Moje ciało zachowywało się jak opętane. Nie kontrolowałam żadnego ruchu. Chłopak spoglądał na mnie nie wiedząc co zrobić. Czuł się bezradny. Sam doskonale wiedział, że teraz może zdarzyć się wszystko. Nasze całe życie zależy teraz od śwista papieru z wyrokiem na nas. Metalowe drzwi rozsunęły się a ja bez zastanowienia wyszłam czekając na chłopaka na korytarzu. Obskurne korytarze dłużyły się w nieskończoność. Kolejne numery gabinetów zlewały mi się w oczach. Sala numer 320. Stanęłam jak marmur i wpatrywałam się w białe drzwi. Serce chciało opuścić moją klatkę piersiową a ręce dygotały jak oszalałe. Nogi miałam jak z waty a oddech stał się płytki. Zamknęłam powoli powieki i wypuściłam duży haust powietrza. Nagle poczułam ciepłe ręce na mojej talii. Lekko się uspokoiłam i odwróciłam się w stronę Harrego.
- Wszystko będzie w porządku - szepnął mi do ucha i przytuliła z całą czułością.
- A jeśli będę chora ?- zapytałam drżącym głosem. - Boje się - moje paznokcie coraz mocniej wbijały się w plecy chłopaka.
- To i tak nie przestanę cię kochać. Wszystko będzie dobrze. Nigdy cię nie zostawię - jego głos działał jak lek. Delikatnie rozluźniłam uścisk i spojrzałam w jego zielone oczy. Musnęłam jego malinowe usta i posłałam niepewny uśmiech. Nieporadnie odwróciłam się w stronę drzwi i ruszyłam w ich stronę. Drżącą ręką zapukałam i czekałam na odpowiedź. Gdy usłyszałam stłumione "proszę" niepewnie nacisnęłam na klamkę i weszłam do gabinetu.
- Dzień Dobry. Przyszłam po odbiór wyników - powiedziałam siadając na krześle. Lekarz jedynie spojrzał na mnie z pod okularów i zamkną swój laptop.
- Pani....- zawiesił głos czekając na przedstawienie się
- Juliet Lawson - odparłam szybko splatając moje dłonie.
- A tak, tak. Oczywiście wyniki są już gotowe - zaczął i przewracał pojedyncze kartki na sowim biurku. - Muszę Pani powiedzieć, że...- zamilkł i wyją z koperty kilka białych kartek.
- Że.. - przeciągnęłam cała zdenerwowana.
- Pani wyniki są zadowalająco dobre - zakomunikował i podał mi pliczek zszytych kartek. Cała w skowronkach wetowałam niezrozumiałe kartki.
- Nie ma się czym martwić i życzę miłego dnia - doktor nagle wstał i podał mi rękę na pożegnanie. Natychmiastowo uścisnęłam rękę mężczyzny i opuściłam gabinet. Nie zważając na otaczających nas ludzi wbiegłam w Harrego cała uradowana.
- Było trzeba się tak denerwować? - na twarzy bruneta można było zauważyć radość i ulgę.
- Teraz ty - odpowiedziałam i zrobiłam krok do tyłu.
- To tylko formalność - odparł i pocałował mnie w policzek. Gdy zdążyłam się zorientować znikną za drzwiami gabinetu.  Moja euforia nie znała granic. Poczułam jak spada mi wielki kamień z serca. Po 20 minutach na poczekalni pojawił się chłopak.
- I jak? - zapytałam podbiegając do niego. Na mojej twarzy wymalowany był uśmiech a w oczach tańczyły iskierki.
- Wszystko w porządku - burknął i objął mnie swoim ramieniem. Bez zastanowienia wpiłam się w jego malinowe usta.
- Tak się cieszę - szepnęłam i wtuliłam się w jego ciepły tors.
- Ja też. Ja też - odpowiedział i masował mnie po plecach.
- Zajdziemy do Timiego? - zapytałam po kilku minutach uścisku.
- Jasne - po tych słowach Harry chwycił mnie za rękę i oboje ruszyliśmy do sali numer 10. "Spacer" po szpitalu minął  nam w milczeniu. Po kilku minutach znaleźliśmy się pod salą chłopca.
- Hej smyku - odparłam głośniej wchodząc do pomieszczenia.
- Juli - krzyknął Tim z uśmiechem na ustach.
- Jak się czujesz? - zapytałam chłopczyka siadając przy jego łóżku. Harry oparł się o ścianę w rogu pokoju i spoglądał na nas z wymuszonym uśmiechem. Lekko mnie zdziwiło jego zachowanie ale teraz nie chcę się kłócić. Nie przy Timim.
- Lekarz mówi, że jestem trochę słaby. Ale moi zdaniem jestem zdrów jak ryba - jego wesoły głosik nigdy się nie zmienił. Mimo choroby nadal jest silny. Mimo, że pozostało mu tylko kilka miesięcy nadal wierzy, że wyzdrowieje.
- To świetnie. Nie wiesz jak się cieszę - moja dłoń delikatnie chwyciła rączkę chłopczyka
- A kiedy będzie mecz? - zapytał z zadowoleniem Timi i spojrzał na Harrego. Mój wzrok również powędrował w jego kierunku. Brunet jedynie wpatrywał się w posadzkę. Myślami błądził gdzieś daleko nie chcąc widocznie wracać.
- Harry ! - krzyknęłam głośniej. Chłopak zdezorientowany spojrzał na mnie z lekkim przerażeniem.
- Przepraszam ale muszę już iść - staną w postawie prostej i ruszył do wyjścia. Natychmiast wstałam z krzesła i chwyciłam jego ramię zmuszając aby się zatrzymał.
-Co się dziej ? - zapytałam z lekką złością
- Nic, po prostu muszę iść. Zapomniałem, że muszę coś załatwić - bąknął i wyszedł z sali. Jeszcze przez chwilę wpatrywałam się w drzwi a następnie wróciłam do chłopca.

......................................................................................

Szkoda, że tak mało osób komentuje. Mam nadzieję, że to się zmieni. Pamiętajcie ilość komentarzy zależy od częstotliwości dodawania rozdziału.

Do następnego :)

piątek, 23 maja 2014

Rozdział 3



Znowu Ty z tej ponurej wieży szarych dni,
Kradniesz moje serce, musisz być,
Księciem.
Tylko Ty, mało co i przytaknęłabym,
Tej rutynie co z miłości drwi,
Jesteś
Obok mnie, obok mnie, obok mnie, obok mnie.
...

Zrób co się da, co tylko się da,
Niech nasza bajka trwa,
Chcę jak księżniczka z księciem mknąć po niebie.


Cała blada opuściłam gabinet lekarski. Pierwszym napotkanym widokiem był Harry, który wtulił mnie w swoje ramiona. Gwałtownie oddałam uścisk czując się bezpieczniej. Pojedyncza, zagubiona łza spłynęła po moim aksamitnym policzku.
- Boję się - wyszeptałam nadal kurczowo trzymając się jego kraciastej koszuli. W jego ramionach mogłam znaleźć spokój, bezpieczeństwo i to co było najważniejsze miłość. 
- Wszytsko będzie dobrze. Obiecuję - odpowiedział patrząc prosto w moje szklane oczy.  Powoli oderwał się od mojego drżącego ciała. Posłała słaby uśmiech i podrapał się w tył głowy. Niepewnym krokiem ruszył w kierunku gabinetu gdzie czekał już na niego lekarz. Naciskając na klamkę nie spuszczał ze mnie wzroku. Wiedziałam, że mnie kocha i zrobi wszytsko bym nie cierpiała. Po chwili zniknął za białymi drzwiami a ja bezwolnie opadłam na czerwone krzesło. Deliatnie oparłam moją głowę o ścianę ciężko wzdychając. Moje ciężkie powieki bezwarunkowo się zamknęły. Blade dłonie powędrowały na czoło. A płytki oddech przyspieszył. W myślach liczyłam upływające sekundy, minuty aby zabić czas. Co raz mój wzrok kierował się na białe drzwi z nadzieją, że zaraz ktoś z nich wyjdzie. Kolejne minuty upływały. Mój organizm nie wytrzyał towarzyszującemu mu napięciu. Gwałtownie podniosłam się z krzesła i przemierzałam korytarz w zdłuż i wszerz. Po nie spęłna 15 minutach czekania z gabinetu wyszedł brunet. Na moich ustach pojawił się uśmiech. Podbiegłam do niego bez zastanowienia. Wtuliłam się w utęsknione ciało i zaciągnęłam się zapachem jego koszuli. 
- Wyniki będą lada dzień - odparł i chwycił moją dłoń. Posłałam mu jedynie uśmiech i skierowaliśmy się do sali Timiego. Przez całą drogę milczeliśmy. Oboje potrzebowaliśmy tej odprężającej ciszy. Gdy staliśmy w progu sali koło łóżka chłopca siedziała Emily. 
- Witaj kochana - powiedziałam zbliżając się do dziewczyny. Oplotłam ją swoimi ramionami dodając jej otuchy. 
- Co wy tu robicie? Przecież mówiłam abyś odpoczęła - brunetaka spojrzała na mnie z troską i pokręciła głową. 
- Byliśmy na badaniach. Przy okazji zaszliśmy - ussparwiedliwiłam się i poklepałam dziewczynę po ramieniu. 
- I jak tam młody. Kiedy wychodzisz ze szpitala? Planuję mecz. A przecież drużyna nie może grać bez kapitana - nagle ciszę przerwał Harry, który znalazł się przy łóżku Timiego. Chłopczyk od razu rozweselił się i spojrzał na bruneta z niedowieżaiem. 
- Lekarze nic nie mówiął. Ale pewnie niedługo - odpowiedział podekscytowany. Nie spuszczał wzroku z Harrego. Ta wiadomość dała mu nadziej na nomalne życie. 
- Będziemy powoli się zbierać - mruknęłam niechętnie spoglądając na bruneta. Niepwenie wstałam z krzesełka i spojrzałam na zegarek. Lekko mnie zdziwiła tak późna godzina. Przesiedziałam w szpitalu dobre 4 godziny. 
- Trzymaj się Em - szepnęłam na ucho przyjaciółce poklepując ją przy tym po ramieniu. Gdy opuściłam mury szpitala poczułam ulgę. To miejsce nie kojarzy mi się z niczym przyjemnym. Szare ściany, obskurne poczekalnie. Dobijająca atmosfera. Na samą myśl o tym przeszły mnie ciarki.
- Zimno ci? - zapytał z troską Styles gdy zauważył na moim ciele gęsią skórkę. Lekko pokiwałam głową i spojrzałam na niego z uśmiechem na ustach. W milczeniu spacerowaliśmy przez park, który był zupełnie spustoszały. Po wyczerpującej przechadzce usiedliśmy na najbliższą z ławek. Wokół nas roztaczało się bezkresne czarne niebo, który rozświetlały pojedyncze gwiazdy. Jedyny blask dawał księżyc w którego się wpatrywałam rozmyślając.
- Nad czym tak myślisz? - spytał nagle chłopak oplatając mnie swoim ramieniem.
- O nas. O tym co będzie. O chorobie - odparłam spuszczając głowę gdy wypowiadałam ostatnie zdanie. Przez parę sekund bawiłam się moimi palcami gdy nagle przykryła je ręką Harrego. Mimowolnie się wzdrygnęłam i spojrzałam na chłopaka.
- Jesteśmy szczęśliwi, będziemy szczęśliwi i nie jesteśmy chorzy - odpowiedział śmiejąc się przy tym. Lekko parsknęłam śmiechem i oparłam głowę o jego ramię.
- Wyników jeszcze nie było - ciągnęłam dalej. Ta cała sytuacja zżerała mnie od środka. Miałam pewne przeczucie, które nie było najlepsze.
- Ale ja wiem, że będą pozytywne. Juli kocham cię i zwykła, głupia choroba tego nie zmieni. Będę z tobą do końca jeśli tego zechcesz. Nigdy cię nie zostawię - te słowa dodały mi mocy. Poczułam się silniejsza i bardziej pewna siebie. Delikatnie musnęłam jego malinowe usta czekając na jego ruch. Długo to nie trwało bo chłopak od razu wpił się w moje usta. Jego dłonie błądziły po moich plecach a moje palce utkwiły w jego lokach. Czułam się jak w niebie. Gdy z niechęcią odsunęliśmy się od siebie obdarzyłam go uśmiechem i wtuliłam się w jego ciepłe ciało. Razem wpatrywaliśmy się w srebrzysty księżyc jak zahipnotyzowani.
- Mam pomysł. -  powiedział entuzjastycznie chłopak i wstał gwałtownie z ławki. Lekko się zdziwiłam ale zrobiłam to samo.
- Popatrz w niebo - wskazał ręką
- Co? - zaśmiałam się - Po co? - dopytałam
- Po prostu spójrz - odpowiedział i chwycił mnie za rękę. Zrobiłam tak jak mi kazał. Opanowując śmiech skierowałam wzrok na ciemne jak atrament niebo.
- A teraz pomyśl o problemach, które cię męczą - odparł i staną za mną kładąc swoje dłonie na moich ramionach. Po wypowiedzianych słowach bruneta w mojej głowie pojawiły się wszystkie przykre sprawy, które mnie męczyły bądź męczą.
- Już? - spytał niepewnie. Pokiwałam potakująco głową. Moje powieki nadal były zamknięte a ciało rozluźnione.
- Teraz otwórz oczy. Wyobraź sobie, że te wszystkie problemy odlatują na księżyc - po tych słowach wybuchłam niepohamowanym śmiechem. Mina Harrego w tym momencie była zabójcza. Szybko opanowując swoje zachowanie próbowałam wyobrazić sobie tą dziwną sytuację.
- A teraz - gdy kontynuował chwycił mój kciuk i uniósł do góry - Możesz te problemy zasłonić - dodał przysłaniając zarazem swoim kciukiem księżyc. Następnie uczyniłam to samo nieporanie zamykając przy tym jedno oko.  W tym momencie poczułam pewną ulgę. Nagle wszystkie problemy odeszły, zniknęły. Powoli skierowałam swój wzrok na chłopaka. Wpatrywałam się w niego przez dobrą minutę. Następnie bez zastanowienia wtuliłam się jego ciało. Tej nocy uświadomiłam sobie, że potrzebuję go 24 godziny na dobę. Jestem od niego uzależniona. Nie potrafię bez niego funkcjonować. Nie potrafię bez niego żyć.
- Dobra chyba czas się zbierać - tą błogą chwilę przerwał jego romantyczny głos. Niechętnie przytaknęłam i razem skierowaliśmy się w stronę mojego domu.

~~*~~
- Będę tęsknić - odparłam całując bruneta na pożegnanie.
- Ja również - dodał i obdarował mnie pocałunkiem. Odprowadziłam Harrego wzrokiem i po chwili weszłam do mieszkania. Po zamknięciu drzwi oparłam się o nie delikatnie i odetchnęłam z zadowoleniem. Gdy przechodziłam obok komody spojrzałam na zdjęcia ustawione na półce. Powoli przejechałam po ramkach gdzie widniałam razem z Harrym. Leniwym krokiem udałam się do łazienki na relaksacyjny prysznic a następnie odpłynęłam w błogi sen.

Kilka dni później

Cała w skowronkach krzątałam się po mieszkaniu. Te ostatnie dni spędzone z brunetem były cudowne. Czułam się jak w bajce, która nigdy się nie kończy. Od dawna nie zaznałam takiego szczęścia. Mimo całej zaistniałej sytuacji z Timim potrafię funkcjonować dzięki niemu. Powoli przyzwyczajam się do myśli, że zabraknie w śród nas tego małego urwiska ale gdyby nie Harry zachowywałabym się inaczej. Nagle po mieszkaniu rozległ się dźwięk telefonu. Szybkim krokiem podeszłam do stolika i spojrzałam na numer. Na mojej twarzy pojawiło się zaszokowanie gdyż nie miałam go zapisanego. Odebrałam i niepewnie odparłam halo.
- Witam z tej strony szpital onkologiczny. Mamy pani wyniki badań. Zapraszam po odbiór - piskliwy głos pielęgniarki rozległ się w słuchawce.
- Dziękuję za informacje - odparłam i się rozłączyłam. W jednym momencie moje serce zabiło mocniej. Odłożyłam ostrożnie telefon w to samo miejsce co wcześniej i usiadłam na kanapie. Nie wiem czemu ale przewidywałam najgorsze. 


Rzeczywistość i marzenie
Muszą się wciąż o nas bić.
Naszą bajkę pisz codziennie,
Skrytą w prozie zwykłych dni.


.........................................................................................................

I jest 3 rozdział. Mam nadzieję, że się podoba i komentujcie. Do następnego :)

wtorek, 20 maja 2014

Rozdział 2



Nasze wspólne marzenia to My. 
  ...
Razem wszystko przetrwamy,
nawet złe dni.

Chcę tu zostać i zawsze z Tobą być
nawet kiedy będzie źle.
Chcę tu zostać, bo bez Ciebie to
nie mam siły, by dalej żyć.


Wskazówki zegara wybiły 9:00. Aromatyczny zapach kawy rozniósł się po kuchni. Spieczone grzanki energiczne wyskoczyły z tostera. Tupot stóp rozbrzmiał po całym mieszkaniu kierując się na piętro. Skrzyp drzwi wybudził mnie do końca. Mimowolnie odwróciłam się w stronę hałasu i ujrzałam Harrego. Stał w samych spodniach od dresu trzymając tackę ze śniadaniem. Lustrowałam jego ciało z dokładnością do milimetra. Jego idealnie wyrzeźbione ciało przyprawiało mnie o dreszcze. Chłopak powoli zbliżał się do mnie. Na jego ustach widniał uśmiech, który skradł mi serce. Brunet ostrożnie umieścił tackę na szafce nocnej a następnie wtulił się swoim ciepłym ciałem we mnie. 
- Mogę budzić się tak codziennie - odparłam po minucie ciszy. Wplątałam moje delikatne palce w jego idealne loki. 
- Nie kuś - zamruczał. Jego ciepłe wargi muskały moje ramię wprowadzając mnie w nieopisaną rozkosz. Lekko zachichotałam wymigując się od kolejnych pieszczot. 
- Co masz na myśli? - zapytałam niepewnie patrząc w jego zielone jak łąka oczy. 
- Powiedz tylko słowo a to zrobię - powiedział bez wahania. Moje ciało zastygło. Nie mogłam wydusić z siebie ani jednego słowa. 
- Harry, wybacz ale za wcześnie - w końcu z moich ust wyleciało jedno sensowne zadanie. Przyglądałam się z uwagą na rekcję bruneta. Nie chciałam go skrzywdzić tym co przed chwilą usłyszał. Po prostu nie chcę się śpieszyć. 
- Rozumiem - szepną i podniósł się z łóżka. Na mojej twarzy pojawił się lekki grymas. Niechętnie sięgnęłam po kubek letniej już kawy  i upiłam łyk. 
-Jesteś zły? - zapytałam niepewnie. 
- Na ciebie? Nawet jeśli bym chciał to nie potrafię - nagle zalała mnie fala deszczy. Jego słowa wzbudzają we mnie nieokiełznane uczucia. Jesteśmy ze sobą półtora roku a nadal nie potrafię się do tego przyzwyczaić. Posłałam mu uśmiech, który natychmiast odwzajemnił. 
- Idziesz dziś do Timiego? - Harry nie patrząc na mnie czekał na odpowiedź. Był zajęty doborem odpowiedniego stroju na dzisiejszy dzień. Dokładnie przeglądał półki swojej garderoby przeczesując burzę loków na głowie. 
- Powinnam ale nie wiem czy będę miała czas - odparłam zrzucając z siebie ciepłą kołdrę.
- Jesteś u niego codziennie. Odpuść sobie choć raz - nagle jego wzrok powędrował na mnie. Lustrował moje zachowanie i czekał na jakikolwiek ruch lub gest.
- Tim to mój brat. Kocham go i chcę być z nim do końca - powiedziałam stanowczo a moje usta zacisnęły się w cienką rurkę. 
- Nie Juli. Tim to nie jest twój brat. Ty sobie to wmówiłaś. On ma siostrę Emily. To ona powinna się nim zajmować całą dobę. Nie Ty! - ostatnie dwa słowa wypowiedział ostro. Zatrzasną z hukiem szafkę i wpatrywał się tępo w moją osobę. 
- Chyba nie zdajesz sobie sprawy z tego co mówisz. Emily i Timiego traktuję jak rodzinę. Są moimi najbliższymi osobami. Nie chcę ich stracić. Byli ze mną od samego początku i chcę aby byli do końca. Rozumiesz! - nie wytrzymałam. Moje hamulce puściły. Wykrzyczałam mu prosto w twarz co miałam do powiedzenia. Nagle miły sielankowy poranek przerodził się w sprzeczkę. 
- Przepraszam. Nie powinienem tego mówić. Po prostu jestem zazdrosny. Wybaczysz mi? - powolnymi krokami zbliżał się do mnie próbując opanować moje emocje. Jego silne dłonie oplotły moją talię a zagłębienie pomiędzy szyją a barkiem zostało wypełnione jego brodą. Delikatnie kołysał mną w prawo i w lewo wprowadzając mnie w san melancholij. Po paru sekundach moje dłonie powędrował na jego plecy pokonując wędrówkę to w górę to w dół. 
- Nie gniewam się. Tylko... tylko się martwię Timim - odparłam po paru minutach gdy oderwaliśmy się od siebie. 
- Jak on się czuje? - reakcja Harrego lekko mnie zaszokowała. Przed chwilą chciał ograniczyć moje spotkania w szpitalu a teraz pyta o stan chłopczyka. 
- Jest źle. Lekarze mówią o cudzie. Rak jest w zaawansowanym stadium - mój głos lekko się załamywał. Łzy cisnęły mi się do oczu. Nie mogę znieść myśli, że za parę miesięcy nie będzie z niam tego kochanego urwisa. 
- A jak się czuje Emily? - dodał gdy jednym ruchem kciuka wytarł łzę z mojego policzka.
- Jest załamana. Stara się tego nie okazywać przy Timim. Chce mu pokazać, że jest silna - powiedziałam już trochę pewniej. 
- Życie jest okrutne. Obiecaj mi, że ty na to świństwo nie zachorujesz - ujął moją twarz w swoje dłonie i wypowiedział te słowa patrząc mi w oczy. Nagle do mojej głowy wpadł genialny pomysł. Nie mogę stracić Harrego. Nie może nas rozdzielić choroba. A wczesne wykryte stadium daje szanse na przeżycie. 
- Idziemy się zbadać - wykrzyczałam cała w skowronkach.
- Jak to się przebadać? Po co? -  od razu można było zauważyć, że brunet jest lekko zmieszany. Jego dezorientacja dodawała mu uroku osobistego i urzekła moje serce. 
- Po co czekać aż rak nas zaatakuje. My zaatakujemy jego. Pójdziemy się przebadać aby mieć większe szanse na przeżycie. Rak wykryty wcześnie jest uleczalny - świergotałam jak skowronek. Byłam gotowa, pełna zapału i entuzjazmu. 
- To kiedy pierwsza wizyta - na te słowa moje serce się uradowało. Byłam gotowa w tej właśnie chwili wyjść  i pójść do szpitala onkologicznego. Zamiast tego złączyłam nasze usta w namiętnym pocałunku pokazując jak na tym mi zależy. Gdy po chwili oderwaliśmy się od siebie wyszeptałam nieme dziękuję na co znów połączył nas pocałunek. 

~~*~~*~~
-Hej. Jak się czujesz urwisie? - z przylepionym uśmiechem na utach weszłam na oddział dziecięcy do sali numer 10. W łóżku leżał blady chłopiec podłączony do całej aparatury. Plastikowe kabelki oplatały każdy skrawek jego ciała ograniczając przy tym ruchy. Po przyjmowanych lekach jego organizm jest wyczerpany. Włosy wypadły po kilku sesjach chemioterapii a uśmiech znikł za murami szpitala. 
- Juli ! Jak dobrze, że jesteś - krzyknął na mój widok a w moim sercu zagościła radość. 
- Masz gościa - odparłam spoglądając na drzwi w których stał Harry. 
- O hej! Myślałem, że mnie nie odwiedzisz - na ustach chłopczyka pojawił się jeszcze większy  sztuczny uśmiech. Spojrzałam na bruneta, który stał obok szpitalnego łóżka i widziałam ból, żal, smutek. Nie był gotowy na ten widok. Nie był gotowy aby zobaczyć śmierć. 
- Słuchaj smyku. Teraz idziemy z Harrym na badania. Zaraz do ciebie wrócimy. Wytrzymasz? - całą formułkę mówiłam z przylepionym uśmiechem na ustach. Delikatnie muskałam rękę Tmiego i czekałam na odpowiedź. 
- Jasne - krzyknął cały zadowolony. Powoli kierowałam się z Harrym do wyjścia. Ostatnim rzutem oka spojrzałam na chłopczyka, który wpatrywał się w nas z zadowoleniem. Byłam pod wielkim zaskoczeniem, że Timi tak przeżywa dobrze tą całą chorobę.  Pokazywał, że jest silny i będzie silny do końca. Powoli się zbliżaliśmy pod gabinet. Ręce bezwładnie mi się trzęsły. Aby dodać mi otuchy Harry objął mnie w pasie i szepną, że wszystko będzie dobrze. Spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem pokazując, że to mi pomaga. Niepewnie usiadłam na plastikowym krzesełku i oczekiwałam na wywołanie. Czas dłużył się niemiłosiernie. Bezwiednie tupałam prawą stopą o posadzkę. Po chwili ręka Harrego spoczęła na moim kolanie prosząc abym przestała. 
- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz - odparł i pocałował mnie w czoło.
- Skąd u ciebie ten optymizm? -zapytałam zszokowana 
- Bo wiem, że jestem zdrowy. Nic mi nie jest dopóki jesteś przy mnie - odpowiedział z iskierkami w oczach. 
- Kocham cię - po tych słowach moja ręka powędrowała w stronę bruneta gładząc jego policzek. Wpatrywaliśmy się tak przez dobrą minutę. Nagle drzwi gabinetu się otworzyły. Lekko się wzdrygnęłam i skierowałam się w tamtą stronę. 
- Juliet Lawson - ciepły głos doktora rozniósł się po korytarzu. Powoli podniosłam się z krzesła wpatrując się w mężczyznę w białym kitlu. 
- Zapraszam - dodał schodząc z przejścia. Niepewnie ruszyłam w kierunku gabinetu. Ostatni raz spojrzałam na Harrego, który obdarował mnie uśmiechem i wypowiedział cicho Kocham Cię. Tak abym mogła usłyszeć.

Chcę przy Tobie umierać i rodzić się.
Chociaż czasem mnie ranisz, o nie nie
to i tak wybaczam Ci.

Chcę tu zostać i zawsze z Tobą być
nawet kiedy będzie źle.
Chcę tu zostać, bo bez Ciebie to
nie mam siły
...
 Nie mam siły,by żyć bez Ciebieeee.

..............................................................................................

Przepraszam, że tyle czekaliście ale nie miałam czasu. Teraz trochę znalazłam i szybko coś wyskrobałam. Mam nadzieję, że Wam się podoba :) Drugi rozdział też nic ciekawego nie wnosi. Ale te wasze komentarze dodały dla mnie takiego kopa, że sam uśmiech na usta się cisnął. Mam nadzieję, że i ten rozdział skomentujecie :) 

I taka mała niespodzianka mamy zwiastun :) 



Dziękuję Lunie z Bajkowy Zwiastunów za wykonanie go :) Piszcie co sądzicie.

poniedziałek, 12 maja 2014

Rozdział 1

Gdybym mówił językami ludzi i aniołów,
a miłości bym nie miał,
stałbym się jak miedź brzęcząca
albo cymbał brzmiący.
  Gdybym też miał dar prorokowania
i znał wszystkie tajemnice,
i posiadał wszelką wiedzę,
i wszelką [możliwą] wiarę, tak iżbym góry przenosił.
a miłości bym nie miał,
byłbym niczym.
  I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją,
a ciało wystawił na spalenie,
lecz miłości bym nie miał,
nic bym nie zyskał.
  Miłość cierpliwa jest,
łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
  nie dopuszcza się bezwstydu,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego;
  nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą.
  Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma. 

Wszystko powiadasz? Czy taka miłość się zdarza? Czy ona w ogóle istnieje? Cały świat jest stworzony aby kochać? Kochać na wieki? Pod tymi słowami kryje się uczucie, które jest nam wszystkim nieznane. Nawet jeśli zasmakujesz jej. Nigdy nie doznasz jej w pełni. Miłość, którą darzysz jedyną osobę nawet o tym nie wiedząc. Zrobisz dla niej wszystko. Poświęcisz się dla niej w całości aby mogła po prostu oddychać. Aby po prostu istniała. Wystarczy ci jedynie jej obecność obok ciebie. Nie musi się odzywać, nie musi robić niezwykłych rzeczy. Pragniesz aby była.
-Juliet? - paraliżujący głos rozbrzmiał po pomieszczeniu - Co robisz? - nagle poczułam jak ktoś delikatnie pieści wgięcie w mojej szyi.
-Nic takiego - odparłam gwałtownie zamykając lekko sfatygowaną książkę.
- Widziałem, że coś piszesz - nagle jego ciepła ręka powędrowała w jej kierunku. Nie mogłam pozwolić aby przeczytał jej zawartość i natychmiast odsunęłam ją w kąt biurka. - Tajemnica? - zapytał pokazując szereg swoich biały zębów. Delikatnie pokiwałam głową i zagryzłam dolną wargę. Silne dłonie Harrego powędrowały na moją talię a ja rozpuściłam się w jego objęciach. Obdarowywał mnie delikatnymi pocałunkami tak, że pragnęłam więcej i więcej. Stał się moją kokainą od której się uzależniłam. Stałam się jak narkoman który nie chce iść na odwyk. Nie chce aby odebrano mu to dla kogo żyje. A żyje dla swojej miłości.
- Harry? - powiedziałam z trudem opanowując emocje, które targały mną od środka na wszelkie możliwe strony. Brunet jednie zamruczał na znak, że mnie słucha doprowadzając moją osobę do jeszcze większego szału. - Jestem umówiona z Emily. Muszę iść. - zakomunikowałam i oderwałam się z trudem od chłopaka.
- Nie możesz tego przełożyć? - zapytał z nadzieją i spojrzał na mnie swoimi zielonymi oczami w których mogłam zatonąć.
- Planowałyśmy to od soboty - na znak pocieszenia posłałam mu uśmiech i wyminęłam delikatnie. Harry na koniec chwycił mnie za rękę i wyszeptał, że będzie tęsknił. Niechętnie opuściłam jego mieszkanie i udałam się do domu mojej przyjaciółki. Rozumiałyśmy się jak siostry. Nikt nie mógł mi jej zastapić. Sama obecność Em dodawała mi otuchy i pomagała w podejmowaniu ważnych oraz błachyh decyzji. Gdy byłam już na miejscu delikatnie zapukałam do masywnych drzwi i czekałam sokojnie na wpuszczenie. Po chwili rozsadłam się na wygodnej kanapie i popijałam gorącą herbatę.
- Juli muszę ci coś powiedzieć - ton dziewczyny nie zapowiadał nic przyjaznego. Szybko odstawiłam kubek na szklany stolik i dosiadłam się do brunetki obejmując ją ramieniem. Emi jedynie odetchnęła głęboko i nie czekając na moje zapytanie co się stało zaczęła mówić.
- Mój brat jest chory. - odparła i wtuliła się w mój kremowy sweterek. Delikatnie odgarnełam moje blond loki które przysłaniały mi twarz i potarłam ją o ramię.
-Ems to nie koniec śwata. Ludzie chorują. Za tydzień wyzdrwieje. - chciałam ją jak najlepiej pocieszyć aby nie była smutna. Nigdy nie mogę parzeć jak inni ludzie cierpią.
- Nie rozumieć Juli. On ma raka. Pieprzonego raka płuc. - zaszlochała a na mojej twarzy pojawił się szok. - On ma tylko 15 lat - po tych słowach wtuliła się we mnie niczym dziecko a jej łzy moczyły moje ubranie. Nie wiedziałm co odpowiedziec. Moje ciało objął paraliż. W jednym momencie mój świat runął. Mały Timi, którego traktowałam jak brata jest chory i mogę go stracić. Nie to niemożliwe.
- Słuchaj Emily on z tego wyjdzie. Jest silny. Nie znam silniejszego chłopaka jakim jest Tim. Rozumiesz? Ma dla kogo żyć! Ma dla kogo kochać! Ma nas. I to jest najważniejsze - w jednym momencie zrozumiałam, że muszę być silna. Muszę być twarda aby pomóc Em przejść przez to wszystko. Aby miała we mnie wsparcie. Lekko potrząsnęłam jej ramionami aby się opamiętała. Dziewczyna lekko przetarła oczy  i kiwnęła głową.
- Obyś miała rację - dodała i chwiejnym krokiem wstała z kanapy. - Teraz idę do szpitala porozmawiać z lekarzem prowadzącym - zakomunikowała i skierowała się do przedpokoju.
- Mam iść z tobą? - zapytałam maszerując za nią. Oplotłam się ramionami i pocierałam dłońmi aby wydobyć odrobinę ciepła. Delikatnie oparłam się o framugę i przyglądałam się jak Emi nakłada czarne botki.
- Nie poradzę sobie. Pewnie Harry na ciebie czeka - odparła gdy wyciągnęła rękę po skórzaną kurtkę. Jej delikatny uśmiech przysłoniętymi łzami powędrował w moją stronę a ja odwzajemniłam go. Opuściłam mieszkanie wraz z dziewczyną a na pożegnanie dodałam jej otuchy uściskiem. Cała w nerwach ruszyłam do domu aby oderwać się od tego wszystkiego. Idą ulicą, mijając wszystkich ludzi którzy podążali bez celu zdałam sobie sprawę, że moje, nasze życie jest kruche i delikatne. Pod wpływem sekundy może zawalić się nasz cały świat. Codziennie budząc się z rana dziękuję Bogu, że po prostu żyję. Że jestem szczęściarą, która może otworzyć oczy i oglądać to wszystko co kocha. Może cieszyć się każdą chwilą, którą wykorzystała maksymalnie. Niczego nie żałuję. Niczego nie zazdroszczę. Niczego nie chcę. Ja jedynie cieszę się, że mogę tu być i żyć wśród ludzi, których kocham.

 Miłość nigdy nie ustaje,
[nie jest] jak proroctwa, które się skończą,
albo jak dar języków, który zniknie,
lub jak wiedza, której zabraknie.
  Po części bowiem tylko poznajemy,
po części prorokujemy.
  Gdy zaś przyjdzie to, co jest doskonałe,
zniknie to, co jest tylko częściowe.
  Gdy byłem dzieckiem,
mówiłem jak dziecko,
czułem jak dziecko,
myślałem jak dziecko.
Kiedy zaś stałem się mężem,
wyzbyłem się tego, co dziecięce.
  Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno;
wtedy zaś [zobaczymy] twarzą w twarz:
Teraz poznaję po części,
wtedy zaś poznam tak, jak i zostałem poznany.
  Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość - te trzy:
z nich zaś największa jest miłość. 

..................................................................................................

W rozdziale jest zawarty I List do Koryntian 

A więc  witam was w pierwszym rozdziale tego opowiadania. Mam nadzieję, że wam się spodoba i nie zanudziłam was wstępem. Akcja na pewno będzie ciekawsza gdy się rozkręci. Wykorzystałam fragment Pisma Świętego nie przypadkowy. To jest mój ulubiony fragment i idealnie pokazuje całą sytuację zawartą w opowiadaniu. Rozdziały będą dodawane nieregularnie. Czekam również na zwiastun.

A więc komentujcie :)

 

czwartek, 8 maja 2014

Witam!

Zapraszam na nową historię która będzie opowiadać o błędach popełnionych z miłości. Blog wystartuje w poniedziałek z prologiem.  Zapraszam do dodawania się do obserwatorów i oczekiwania na pierwszy rozdział :)